Sunday, February 01, 2009

Jak prawie podpaliłem akademika...... :)

No bo tak, mamy (znaczy: mialismy) takiego małego ogrzewacza, którego czasem zapomniałem wyłaczic kiedy wychodziłem, do tej pory, nic nie było, najwyzej troche cieplej w pokoju (nasz pokój jest zimny!!) az do wczoraj....

Wczoraj zreszta było udany wieczór i dzien z Olkami, obiadem, kawa, a potem myły spotkanie z M... o nim troche pózniej....

Wróce własnie do akademika ok. 22-ej, a portierka mi woła.... poszedłem do niej, i wtedy sie zaczeło:
Ja: Tak, słucham?! (nagle wszystko mi przychodził przez głowy - gdzie Jago, ze odkryli ze jest na lewo, ze cos z pinedzmi(wszystko wypłacone), ale ze wszystko w porzadku - byłem czyscutki jak bieł. stad te dziwienie.
Portierka: Chciałam pana poinformowac iz w pana pokoju był pozar.
Ja: prawie zemdleje, nic nie moge wykrztusic, mysle tylko ze co było w pokoju....
P..: Ale prosze sie juz nie stresowac (dopiero zaczałem!!) bo od razu łaczył sie alarm przeciwpozarowy i pani z portierni weszła do pokoju gdzie ogrzewac sie paliło, ale nic sie nie stało, zgaszili ognia...
Ja: Aha, rozumiem. A co teraz?
P.: No, wiem pan, muszimy tego zgłoszic na administracji.
Ja:Aha.....
i w myslach o stratach oddaliłem sie do kierunku mojego pokoju...
Gdzie sie okazało ze Jago juz jest, nic...... absolutnie nic sie nie stało z niczym, ogrzewac owszem poszło, natomiastchyba muszałem jediny wyrzucic notatki z wykładów jakis juz zdanego przedmiotu....
to sie nazywa szcziescie.....

Dziekowac Pani z portierni.....

No comments: