Lotysz wczoraj bardzo zaskoczyl....
Jakos caly dzien nie moglismy znalesc jezyk, a potem jeszcze sie spoznil do kina - wiec nie dostalismy juz biletow. Poszlismy cos jesc i wypic - przy czym on troche juz bylo do porzodu - 2 kieliszki wina zrobia swoje.
Kulminacja byla wybytnie glupia - bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o... kase.
A chodzilo - przyjemnym tematem to to nie jest bo oboje sie troche frustrowalismy z tym - wiecie jak jest: W pewnym momencie jest bilans, i zobaczysz jak sie czujesz, jak wszystko w porzadku to spoko, jak nie, no to klapa. Ani On ani Ja dobrze sie nie czulismy. I wyszlo, calkiem inteligetnie i powaznie, na temat co i jak widzimy; jak sie czujemy i co chcemy dalej. Szokujaco bylo widzic ze to jedna sytuacja, i niekoniecznie wplywa na to czy chce tego wieczoru i tej nocy nadal spedzic ze mna czy nie.
To bylo poza dyskusja - czyli jednak mozna prowadzic dyskusje na dowolny temat w kontekscie co nie tak i jak naprawic, a nie od razu rzuczyc wszystko w cholere.
Jest to nowoscia - zawsze probowalem wierzyc ze tak jest w normalnych relacjach, ale nigdy mi sie to nie udalo - glownie z przyczyn - jak juz teraz widze - drugiego w relacji. (No moze jedynym wyjatkiem bylo Ratownik.)
Uzgodnilismy wiec jak postepowac w sytuacji. Jest to teraz jasne.
Prwy czym, w tej tej calej rozmowie w pewnym momencie uzyl slowa - 'relationship' - poprawil sie po chwili, Ja nie zareagowalem.
Tylko od tego momentu, jest ogromniasty, czerwony wykrzyknik w mojej glowie.
Poniewaz to sensu ma najmniej - i nie chce wierzyc.
Kropka... albo bardziej wykrzyknik.
Jakos caly dzien nie moglismy znalesc jezyk, a potem jeszcze sie spoznil do kina - wiec nie dostalismy juz biletow. Poszlismy cos jesc i wypic - przy czym on troche juz bylo do porzodu - 2 kieliszki wina zrobia swoje.
Kulminacja byla wybytnie glupia - bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o... kase.
A chodzilo - przyjemnym tematem to to nie jest bo oboje sie troche frustrowalismy z tym - wiecie jak jest: W pewnym momencie jest bilans, i zobaczysz jak sie czujesz, jak wszystko w porzadku to spoko, jak nie, no to klapa. Ani On ani Ja dobrze sie nie czulismy. I wyszlo, calkiem inteligetnie i powaznie, na temat co i jak widzimy; jak sie czujemy i co chcemy dalej. Szokujaco bylo widzic ze to jedna sytuacja, i niekoniecznie wplywa na to czy chce tego wieczoru i tej nocy nadal spedzic ze mna czy nie.
To bylo poza dyskusja - czyli jednak mozna prowadzic dyskusje na dowolny temat w kontekscie co nie tak i jak naprawic, a nie od razu rzuczyc wszystko w cholere.
Jest to nowoscia - zawsze probowalem wierzyc ze tak jest w normalnych relacjach, ale nigdy mi sie to nie udalo - glownie z przyczyn - jak juz teraz widze - drugiego w relacji. (No moze jedynym wyjatkiem bylo Ratownik.)
Uzgodnilismy wiec jak postepowac w sytuacji. Jest to teraz jasne.
Prwy czym, w tej tej calej rozmowie w pewnym momencie uzyl slowa - 'relationship' - poprawil sie po chwili, Ja nie zareagowalem.
Tylko od tego momentu, jest ogromniasty, czerwony wykrzyknik w mojej glowie.
Poniewaz to sensu ma najmniej - i nie chce wierzyc.
Kropka... albo bardziej wykrzyknik.